Siedzę w kałuży łupinek, niecierpliwie łuskam czas
zagryzam ziarenka dni, niesfornie dosalając realnością…
Na zgarbionym krześle
obieram niekończące się ziemniaki,
wstawiam dłużej wrzącą wodę,
mieszam wolniejszą łyżką…
Temperuję ostrza sekund
mocno wbijających się rysikiem
w kolejne daty kalendarza…
Tak obieram, zagryzam, zdrapuję
ziemniaki, słonecznik, dni…
Tak smołą między palcami przelewa się czas…
— i znowu siedzę
na zgarbionym krześle
— w łupinach, obierkach, strzępach…
tak dalece rozsypana ….
Słoneczniki
Płatek po płatku
rozsypani
dalecy od słońca
dalecy od ogrodu
Wiatrem szukani
pogubieni
wyzbierani
wyciśnięci
do cna!
tłoczeni
tak mocno!
gorąco
W oliwnej mazi
połączeni
zespoleni
kapiemy…
Stalowe
Aluminiowe
Żeliwne
Emaliowane
Szklane
Miedziane
Powierzchnie rozgrzane!
Przyjmą nas gorąco
w syczeniu
skwierczeniu
ponownie zastygamy
w pierwotnej łupinie
nie rozłamanej.