
Monika Pietkiewicz. Oderwani światem. Kraków: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, 2022
„Czekanie na Anioła”
Kalejdoskop jest fascynujący, wystarczy drobny ruch i już cały obraz rzeczywistości zmienia się na inny. Niby elementy te same, ale wciąż igrają z naszą wyobraźnią tworząc iluzję. Zwielokrotnianie obrazu tworzy przestrzeń, która wydaje się żywa i gotowa zmieniać się bez końca. Ale kto oderwie się od beztroskiego obserwowania kolorowych miraży, ten zobaczy nagle barwy ciemniejsze. Te, które symbolizują zdradę, samotność, uwikłanie w trudne relacje. Może nawet zmuszony będzie do założenia czarnego stroju, który po spaleniu przybiera barwę popiołu.
Kiedy otrzemy się o śmierć, zaczynamy rozumieć, że zasady gry w życie dotyczą również nas. Ale jeśli wystarczająco sugestywnie wyobrazimy sobie ciąg dalszy, zaakceptujemy nieuchronne, to wtedy lęk już nas nie ugryzie – powypadają mu wszystkie zęby. Jeśli coś jest nieuniknione, oczywiste, to w czym pomoże strach? On ma być mobilizacją do obrony, albo ucieczki, a tym razem żadna z tych strategii nie zadziała. Walczyć czy się poddać?
„Marionetki świata, moralności, zobowiązań/tańczymy bezwładnie tak, jak nami potrząsa” [Pętelka].
Szarpanie się na nitkach losu jest bolesne, a wyłamywanie się z ram może skończyć się upadkiem i rozbiciem. Bezwładność mniej boli, poddawanie się przeznaczeniu jak pająkowi, który powoli i pewnie zmierza w kierunku uwięzionej w sieci muchy.
W pociągu przeznaczenia
mijam nadrukowane stacje
Zza brudnego okna
nieskończony krajobraz
przypomina o wielkości świata
Wracam do domu
Gdzie nikt na mnie nie czeka
Wracam do pseudodomu
Który był w tak wielu miejscach
[…]
[Podróż]
Na rozkładzie jazdy pojawia się „Stacja miasto” i „Stacja ulica”. W tej podróży dominują ciemne barwy. „Rynnie w gardle zaschło/wyksztusza rdzę na wasz bruk”, „Pusta /brudna ławka/czeka na turystę” [Stacja ulica]. To wiersze w chłodnym, nieco turpistycznym klimacie zbliżone do przekazu Anny Wojnarskiej-Maińskiej zawartego w tomie „Zagubiona w mieście”, gdzie spersonifikowana architektura współgra z emocjami poetki.
Docelową stacją powinien być „dom”, ale w tym miejscu autorka nie może się zatrzymać na dłużej, bo wie, że „zburzony piec ma problem/z wypieczeniem chleba” [Podróż]. Tu podobnie jak w wierszu Bogusława Żurakowskiego wybrzmiewa tęsknota za miejscem, które powinno być wytchnieniem w wiecznej podróży, ale już nie istnieje w dawnej formie, a powrót nie jest możliwy – „widzisz pajęczynę zamiast domowego ogniska” […] „dotykasz łuski pieca. Palenisko jest zimne” [W domu obok szpitala].
Lecz ten prawdziwy „dom” jest zawsze z nami, nosimy go ze sobą niczym ślimak swoją skorupę. Ból rozbitego w dzieciństwie kolana pociąga za sobą wspomnienie troski i kojącego opatrunku, ostra zima wywołuje z pamięci zrobiony przez mamę ciepły sweter. Zanurzamy się w przeszłości niczym w wannie z ciepłą wodą i „białym jeleniem”, żeby się oczyścić, przywrócić stan niewinności, pozbyć się nagromadzonych w ciągu życia warstw brudu. Z biegiem lat obraz „ja” staje się coraz bardziej zafałszowany, sami nakładamy na twarz maski, żeby dopasować się do oczekiwań otoczenia i sprostać obowiązującym zasadom.
„Panierowany latami/kłamstwem, uprzedzeniem, stereotypem/strachem i lękiem doprawiony” [Śmierć narodzin].
Poetka szuka wyjścia ze stanu oblężenia. Czy ucieczka jest możliwa? Sen, to jak spojrzenie w oko kalejdoskopu – tworzy nową rzeczywistość w którą możemy wejść; tak samo działa sztuka i religia, to przestrzenie utworzone z tych samych elementów, ale układają się w inny wzór. Wiara daje nadzieję, że może pojawi się Anioł, by coś zmienić, nie wszystko, bo nie odwróci fatum, ale rozproszy mrok i przyniesie nadzieję, jest po stronie miłości, zrozumienia, nieranienia , niełamania siebie i innych. Mimo przeciwności – „Powstaje/ prostuje skrzydła /nad waszymi głowami//Wydycha światło/pluje popiołami” [Pod piórem].
Światło, to symbol, który ma wielką moc, w malarstwie, fotografii, poezji i duchowości. To dominujący motyw twórczości na przykład Piotra Lamprechta. Monika Pietkiewicz pyta czy mamy siłę do szukania w sobie światła? Czy musimy wcześniej doświadczyć całkowitej ciemności, żeby chcieć za wszelką cenę ochronić wspomnienie słońca?
Kiedy już zgaśnie słońce
będziemy wzniecać płomień
gorętszy, smaczniejszy, jaśniejszy
Kiedy już zgaśnie słońce
Będziemy go szukać w sobie
W źrenicach
Na koniuszkach palców
Które były muśnięte promieniami
Wtedy
kiedy jeszcze
świeciło słońce.
[Kiedy zgaśnie słońce].
Autor – Marta Mazurkiewicz-Stefańczyk